Już na samym jego początku gość zaskoczył wszystkich i sam je rozpoczął. Stało się to niespełna 10 minut po tym jak minęła wyznaczona przez organizatorów godzina. Profesor Bralczyk najpierw cierpliwie czekał siedząc przy stoliku ustawionym na scenie, a ponieważ Zofia Humięcka, która miała spotkanie poprowadzić, zajęła się rozmową z innymi gośćmi przybyłymi na wydarzenie - profesor chwycił za mikrofon i sam przywitał się z publicznością (opowiadając przy okazji żart o punktualnym wykładowcy i wskazując, że pozwala sobie na takie zachowanie ponieważ jest to kwestia poszanowania czasu osób, które wygospodarowały go na to wydarzenie).
Potem profesor dość długo nie dał dojść do słowa prowadzącej, którą - ku uciesze widowni - w żartobliwy, ale taktowny sposób "punktował" po każdym jej słowie. Dopiero po kilku dobrych minutach ceniony językoznawca pozwolił Zofii Humięckiej przywitać go ponownie i poprowadzić spotkanie.
Nie było to łatwe zadanie. Nie od dziś wiadomo, że profesor Bralczyk jest wyjątkowo wymagającym rozmówcą, boją się go jak ognia np. wszyscy dziennikarze, a do tego trudno go "utrzymać w ryzach" - co zresztą sam na koniec przyznał.
Podczas rozmowy, która dotyczyła językowych ciekawostek i zawiłości polszczyzny, a także Romantyzmu i wszystkiego co z tą epoką związane - od dzieł literackich, po muzykę - przyznał też, że było kilku zaledwie śmiałków, którzy podjęli się pisania pracy doktorskiej u niego. Ostatecznie żadna nie powstała - wszyscy zrezygnowali.
Zofia Humięcka żartobliwe "punktowanie" jej wypowiedzi przez profesora zniosła z cierpliwością i postawą godną damy - za co chylimy przed nią czoła. I przyznajemy w pokorze - ciężaru takiej rozmowy my byśmy chyba też udźwignąć nie dali rady.
Profesor Bralczyk nie odjechał z Opinogóry z pustymi rękami
Janusz Zalewski (Ciechanowian Roku 2024) - znając słabość profesora do epopei Adama Mickiewicza "Pan Tadeusz" i wiedząc, że językoznawca ma w swojej kolekcji setki wydań tego dzieła - dołożył do niej kolejne.
Na aukcji w Krakowie udało mu się zakupić białoruskie wydanie dwóch ksiąg "Pana Tadeusza" z 1907 roku (pozostałe nigdy nie zostały wydane bo zabroniły tego ówczesne władze), pisane tzw. łacinką (to alternatywna do cyrylicy, forma zapisu języka białoruskiego). Dla kolekcjonerów takie wydanie to prawdziwy skarb.
Oprawę muzyczną spotkania zapewnili Tomasz Kaszubowski – gitara klasyczna oraz Michał Kaszubowski – fortepian.